Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu

Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu

Blues powstał na „głębokim południu” Stanów Zjednoczonych pod koniec XIX wieku, jako muzyka żyjących tam Afroamerykanów. Muzycznymi praźródłami bluesa są pieśni pracy, pieśni religijne, spirituals i rymowane proste ballady narracyjne. Można się doszukać w nim elementów afrykańskich, choć bardzo nielicznych. Ponoć dla Afrykanów to forma obca, ale znawcy podkreślają, że w Afryce zachodniej (np. Mali) w tradycyjnej muzyce używa się tej samej pentatonicznej skali, która jest w bluesie i… w polskiej muzyce ludowej! Można więc powiedzieć, że jedna z polskich najstarszych pieśni weselnych, której pochodzenie datuje się na wiele lat przed 966 rokiem, „Oj chmielu chmielu” to znak, że PraPiastów nawiedzili Afrykanie.

🙂

Na podobnej podstawie wielu uczonych i etnomuzykologów doszukuje się korzeni bluesa, tej, nie bójmy się tego powiedzieć, amerykańskiej muzyki, stricte w Afryce. Legendarny gitarzysta z Mali, Ali Farka Toure twierdził, że blues jest niczym więcej jak czystą afrykańską nutą. Sieć mówi, że najpoważniejszym naukowych studium na ten temat jest książka Gerharda Kubika pt. „Afryka i Blues”. Nie wiem, nie czytałem, więc się nie wypowiem. A kuku!

Za to wypowiem się na temat pierwszej płyty zespołu Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu, w której jako oczywista oczywistość została udowodniona teza, że najlepszy, bo najpozytywniejszy na świecie jest polski blues afrykański. Jak została udowodniona? Koncertem Wielbłądów w Składzie Butelek! Nie było cię? No to o czym mam z Tobą rozmawiać? Wybacz.

🙂

To tyle jeśli chodzi o to, jak blefować doskonale na temat bluesa afrykańskiego. A jak blefować doskonale o bluesie amerykańskim? Polecam serię filmów wyprodukowanych przez Martina Scorsese „The blues”, a zwłaszcza odcinek w reżyserii Wima Wendersa, pt. The soul of a man.

A teraz czas na Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu. Bardzo lubię ten tytuł. Jest takim słownym samograjem. Jak i samograjem jest sam materiał z płyty. Nagrało ją czterech, i nie przesadzę tu ani troszeczkę, wybitnych multiinstrumentalistów: Gwidon Cybulski, Kuba Pogorzelski, Mateusz Szemraj, Sebastian Wielądek. To bardzo ciekawe postacie. Otwarte na świat, uważne na ludzi, przekazujące swoją muzyką całe dobro, które w nich jest. Prowadzą piękną działalność edukacyjną, warsztaty i zajęcia z muzykoterapii dla niepełnosprawnych, współpracują z teatrami, tworzą muzykę filmową, opowiadają w różnych audycjach radiowych na temat Afryki i muzyki. Swój debiut nagrali „na setkę” i jeśli miało się przyjemność poznać Wielbłądy na koncercie, to płyta będzie pięknym, wciągającym przedłużeniem tych bardzo pozytywnych chwil. I mądrych.

 

Polskie teksty Gwidona Cybulskiego są poważną propozycją na słynny rok 2013 z kryzysem i trzynastką w tle i z histerią historyczną na codzień. A nawet na wszystkie inne lata, jeśli częściej potrzebujesz głębokich, mądrych i pozytywnych przekazów. Intensywnie szukam w pamięci, ale nic podobnego w polskiej muzyce nie przychodzi mi natychmiast do głowy. O sensie każdego dnia, o radości z każdej przeżytej chwili, o świadomej akceptacji tego, co jest, o złudach pogoni za czymś, czego nie ma, o wysiłku, który jest naturalną częścią życia, o tym, że trzeba iść właśnie tam, gdzie będzie kres naszej drogi, że tej wędrówki się tylko cieszyć trzeba, choć nie jest i nie będzie łatwo.

Bardzo się cieszę, że te utwory wykonywane kiedyś z tekstami w wymyślonym, „wielbłądzim” języku, przez napisanie do nich nowych, polskich tekstów nabrały takiego czułego wyrazu.

Dla mnie najbardziej poruszające są te utwory, w których ten polsko-afrykański blues nabiera swoistego modlitewnego, mantrycznego charakteru, np. w Drodze: Nigdy nie jest i nie było już za późno na to, by dobrą drogą iść, by zawrócić z drogi złej. Wszak to historia św. Augustyna zaklęta w piosence. Albo w Kurczakowym Mesjaszu: Wybaczcie im i wyrwijcie się z kręgu klatek, bo każdy kat ofiarą był, a ofiara katem. Wybaczcie im za to, że żyjecie za nich. Wybaczcie im, że to życie mają za nic., w którym każdy stłamszony, upokorzony, wykorzystany, przedmiotowo potraktowany człowiek, zamknięty w klatce swoich ograniczeń, kompleksów, z narzuconym tragicznym losem, odnajdzie słowa miłości, nadziei i sensu. Bo każdy, nawet kurczak hodowlany, może być wolny jak ptak.

Jak być wolnym w Auschwitz? Spytaj św. ojca Maksymiliana Kolbe.

Ważne, by narodzić wreszcie się…

Nieważne, czy po chrześcijańsku, buddyjsku, wg wskazówek Proroka, czy zapisów Tory.

Bo Wielbłądy chcą mi coś powiedzieć. To jest najczystszej wody, najwyższej próby folk autorski. Ktoś za tą propozycją artystyczną stoi i ktoś ją firmuje. A ja ją afirmuję. Fenomenalny głos wokalisty, absolutnie na najwyższym poziomie i bardzo szczere, autentyczne, granie z serca. Te afrykańskie linie melodyczne, zaśpiewane po polsku, a brzmiące jakbyśmy byli nad brzegiem Nigru. Dziś ta płyta grała u mnie w domu z 7 razy albo 10. W ogóle się nie znudziła.

Moje dzieci są bardzo wrażliwe na muzykę. Słuchają, grają, tańczą. To immanentna część ich życia. Potrafią nawet zasnąć pod głośnikiem, jakby grzejąc się w ich cieple. Poza moją najmłodszą, nieroczną dziś jeszcze córką, która raczej wolała ciszę. Aż do momentu, w którym usłyszała Wielbłądy, to był jej pierwszy dzień życia w którym zaczęła tańczyć, a potem spokojnie, bardzo spokojnie sobie przy tej muzyce spała. Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu. Terapeutyczna płyta.

Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu  (5/5)

encefaloGRAf

 

Wyjątkowa informacja marketingowa: płytę można dostać w Hey Joe oraz na Skaryszewskiej 15, też Warszawa. Kosztuje 30 zł.

I od razu wyjaśnię. Nie znam osobiście tych ludzi, nie mam żadnych z nimi relacji. Nie zarabiam na tej płycie. Po prostu w tej chwili jest prawie niedostępna, więc podpowiadam gdzie można ją dostać. A zespół jest tak na bakier z dbaniem o własne interesy, że zapomina wziąć płyty na swoje koncerty. Bez komentarza. 🙂

One Response to “Wielbłądy Przeciwko Narzekaniu”

  1. Metamorfoza pisze:

    Podpisuję się pod tym nogami i rękami 🙂 byliśmy z żoną na koncercie, z naszą córką, niespełna 2 letnią, która upodobała sobie Wielbłady jak żaden inny zespół. Na koncercie siedziała w pierwszym rzędzie i słuchała jak zaczarowana. W domu płytę włącza sobie sama, kilka razy dziennie, a jak babcia powiedziała: chodż zobacz wielbłądy w telewizji (i chodziło o zwierzęta) to Natalka krzyknęła z uśmiechem GWINDA (co znaczy Gwidon) zaczęła tańczyć i symuluwać grę na harmonijce. Każdemu życzę takiej fanki 🙂 Koncerty Wielbłądów polecam wszystkim rodzicom, którzy chcą się wybrać gdzieś z dziećmi, grają rewelacyjnie i do tego naprawdę potrafią grać cicho, co nie jest takie oczywiste wśród innych zespołów. Po ich koncertach zawsze wychodzimy naładowani pozytywną energią.
    Gorąco polecam, lojalnie ostrzegam 🙂

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *