I o co to całe jezusmaria?

I o co to całe jezusmaria?

Jezus, ileż w tej Marii siły, że po ciężkich przejściach, ogłoszonych urbi et orbi w wywiadzie dla „Polityki”, dała jednak radę wykrzyczeć w twarz światu, że w Boga nie wierzy, dzieci nie lubi i nie wzięłaby udziału w Powstaniu Warszawskim. Czym od razu wywołała ostre reakcje reakcji i redakcji narodowych i katolickich. Pod jej teledyskami na YouTube ludzie spierają się o sprawy fundamentalne i pojęcia istotne, jak patriotyzm, feminizm, ateizm, Smoleńsk, nie tam że o pierdołach i muzyce. Czyli kontrowersja na całego. A kontrowersja sednem sztuki jest. Co wiedział np. Malcolm McLaren i dobrze na tym zarobił.

Mamy więc histeryczną dyskusję o płycie między tymi mediami, w których „JMP” jest bohaterskim głosem nowoczesnej Polki, a tymi, gdzie Maria jest lemingiem cywilizacji śmierci. I odpowiednio – recenzując, albo spuszczasz płody do sedesu, albo kastrujesz homoseksualistów. Totalny szantaż. To ja mam gdzieś takie recenzowanie. Ale dobra, temupawlakowi obiecałem.

O Peszek, od początku jej muzycznego istnienia, mówi się ze względu na teksty; że treść, że forma. A z tą filozofią i poetyką to jest największe oszustwo. Bo Maria jest poetką epoki bierutowskiej, specjalistką od sloganów, które dobrze się rymują, skandują i śpiewają, ale – Jezus, Maria! – nie mówcie mi, że można się tą płytą zachwycić ze względu na teksty. Można podziwiać ateizm (punkowy psalm „Pan nie jest moim pasterzem”), czy nowoczesny patriotyzm oparty na płaceniu abonamentu (punk pozytywistyczny z akcentem egzystencjalnym „Sorry Polsko”), ale to – wybaczcie – temat poza granicami moich elvisowskich kompetencji, a takoż i zainteresowań. Pewnie wielkie to (dla jednych, bo dla innych paskudne) idee, ale sprzedane tak jednowymiarowo, że jajko sadzone to przy nich Kilimandżaro. I – Jezus, Maria! – nie odpowiadajcie mi na to, że teksty (przynajmniej ich większość) są dobre, bo są osobiste (w ogóle kto to wymyślił, że teksty są dobre, gdy są osobiste?). Osobiście to się haseł typu „lepszy żywy obywatel, niż martwy bohater” albo „męczy mnie Polska, wisi mi krzyż” nie skanduje, chyba tylko na pewnym poziomie histerii. A teksty dotyczące neurotycznego doświadczenia też nie powalają, rozpięte między niby-ironią („załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie”), notatkami licealistki („za mocno czuję, za bardzo chcę”) i próbami poetyckimi („w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz”). Nawet w obrębie jednego kawałka („Pibloktoq”) całkiem ciekawe obrazy przeplatane są wersami z pogranicza (albo spoza pogranicza) kiczu. Zaryzykuję paradoksalne stwierdzenie, że aby pisać osobiście, to trzeba mieć do siebie pewien dystans. No ale jak jest dystans, to nie ma kontrowersji. A kontrowersja sednem sztuki jest. Co wiedział np. Malcolm McLaren i…

Na „JMP” podobają mi się jednak niektóre rzeczy, zwłaszcza te, o których konserwatywni i liberalni recenzenci zabyli napisać, bo pozostawały z kolei poza granicami ich zainteresowań i kompetencji. A mianowicie: zdystansowana i przez to najbardziej osobista piosenka o Amy Winehouse, klimatyczny i chyba najlepszy na płycie numer „Ludzie psy”, czy melodyjne refreny „Sorry Polsko” albo producencka solówka – „Pibloktoq”. Aranże na dłuższą metę wydają się męczące nieco, zwłaszcza gdy ktoś w ogóle nie lubi punkowego elektropopu po przejściach, jednak w niektórych kawałkach, wraz z niepowalającym głosem Peszek, współgrają przyzwoicie. Trochę złośliwie można by dodać, że niewyszukane syntezatorki i bity pasują do niewyszukanego podania niewyszukanych tekstów. Kwintesencją tego jest wybitna metafora dźwiękowa – rozstrzeliwujący bit w „Sorry Polsko”. Więc nie teksty, raczej nie klimaty, ale melodie, rzekłbym szlagworty, bronią się na tej płycie najbardziej. Bo niechętnie, ale uczciwie muszę przyznać, że są tu refreny, które wpadają w ucho po pierwszym przesłuchaniu i po drugim nie wypadają. Jednak to odrobinę za mało, by się moja ocena rozgwieździła.

Teraz to podałem rękę ojcu dyrektorowi, nieprawdaż?

Maria Peszek, Jezus Maria Peszek, 2012 (2.5/5)

PS. Ze wszystkich entuzjastycznych recenzji zgodzić się mogę z twierdzeniem, że „JMP” jest płytą lepszą od „Marii Awarii”. Ale dla mnie od całej „Awarii” lepsza jest jedna piosenka opisywanej przez Gramofana, a niezachwycającej mnie formacji Leningrad. Też o chuju, czyli temat ten sam, ale jakoś bardziej przekonująco.

4 komentarze to “I o co to całe jezusmaria?”

  1. totem pisze:

    Mi ta cała Maria jest kompletnie obojętna. W rankingu „Obojętni 2012” wyprzedziła nawet Dodę. Na Dodę miło popatrzeć.

  2. tenpawlak pisze:

    hehe 🙂

  3. S pisze:

    Protestuje przeciwko obojetnosci na JMP. JMP to koalicja sil opozycyjnych w Jemenie i ich głównym elementem programu jest walka z uzależnieniami. 50% społeczeństwa Jemenu to narkomani. Dziekuje za uwage. Z szacunkiem. S.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *