Choć częściej mówi się before & after. Jeden z podstawowych rodzajów komunikacji reklamowej pokazujący dwa stany – ten gorszy bez i ten lepszy z reklamowanym produktem.
Ale nie wymyślili tego perfidni reklamiarze, tylko życie, które moim zdaniem zdarza się tylko ze stanów przed i po. W końcu czym innym jest miłość, jak nie stanem gorszym bez ukochanej osoby i lepszym z ukochaną osobą. Nawet śmierć jest opisywana jako lepszy stan po (raj), niż przed (ziemski padół). A z innych spraw ostatecznych – podatki również lepiej zapłacić i mieć je z głowy, niż zamartwiać się nimi przed uregulowaniem zobowiązań wobec państwa.
Nie o podatkach jednak ten wpis.
Pamiętacie, że cogra.pl jako pierwsza na świecie poinformowała o planowanym wydaniu My one and only love? Od tamtej pory minęło już parę miesięcy, a ta płyta cały czas leży tuż przy wzmacniaczu, na samej górze wśród tych najczęściej słuchanych. Kilkukrotnie zabierałem się do napisania recenzji równie pięknej, jak sama płyta. A to poprzeczka niezwykle wysoko zawieszona.
W sieci lub czasopismach recenzenci moim zdaniem dali głównie wyraz jakiemuś takiemu lokalnemu kompleksowi: a to że wielcy zagrali z Polakiem, a to że przyjechali nagrać do Polski, a to że Polak ten projekt wymyślił, a to że są nawet polskie piosenki. No cóż…
Tutaj tego nie znajdziecie, bo nie powinno być w tym nic dziwnego.
Za to bardzo, bardzo symptomatyczna i znacząca stała się dla mnie dziesiątka najczęściej słuchanych przeze mnie w 2011 roku płyt jazzowych przed My one and only love i po My one and only love.
Before (kol. alf.):
After (kol. alf.):
I za ten cud powrotu do płyt już dawno nie słuchanych, za ponowne odkrycie piękna przeogromnego, harmonijnego i mądrego, za słońce wychodzące zza chmur, za miłość i za przyspieszone uderzenia serca wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej płyty – serdecznie z najwyższym wzruszeniem DZIĘKUJĘ. To jest ważny dla mnie muzycznie rok, to jest ważna płyta. Jeśli jej nie znasz – żyjesz w świecie przed. Wszystko przed Tobą…
Robert Majewski Bobo Stenson Palle Danielsson Joey Baron My one and only love (6/5)
No chyba nawet kupię tę płytę…