Co kryje się w metodologii recenzenta? Czy ma ona wpływ na końcową ocenę płyty? Na ile wybierana jest świadomie, a na ile ten wybór jest wynikiem chwilowego nastroju recenzenta? Czy uznajemy, że każda płyta z muzyką jest całością i można ją ocenić niezależnie od wcześniejszych lub późniejszych dokonań artysty? Czy też uważamy, że recenzja „Plagiatów” Lecha Janerki, bez wiedzy o jego poprzednich płytach, bez znajomości Klausa Mitffocha jest mocnym nadużyciem?
Ja wybieram tę drugą opcję. I dlatego po raz kolejny piszę aneks do wpisu gRafomana. Nawet nie o to chodzi, że nie zgadzam się z jego opinią, gdyż nie znam „doDekafonii”, ale by rzucić więcej światła na zespół Strachy na lachy, ponieważ znam wszystkie inne płyty, a gRafoman, jak sam przyznał, ich nie zna.
Wcześniej muszę jednak wspomnieć o zespole Pidżama Porno. Legenda polskiego undergroundu, której mam sześć płyt. Ale szczerze mówiąc, tylko dlatego, że bardzo, ale to bardzo chciałem się do nich przekonać. Kupowałem więc kolejne płyty z nadzieją, że tym razem doznam tego wielkiego pidżamowego bum, o którym wszyscy i Paweł Dunin-Wąsowicz mówili, a którego ja kompletnie nie czułem i nie czuję. Pidżama kojarzyła mi się bowiem z jakąś muzyczną mielizną. Wiadomo – punk rock i alternatywa, więc nie chodziło mi o jakąś specjalną wirtuozerię, ale po prostu coś grało nie tak, jak powinno.
Na dodatek od zespołu z wybitnym frontmanem i tekściarzem w osobie Grabaża oczekiwałem muzycznej propozycji co najmniej porównywalnej z jakością tego, co oferował sam Grabaż. A tak nie było.
Myślę, że sam Grabaż czuł brak powietrza w Pidżamie…
I tu zwracam szanownym czytelnikom uwagę na zdanie: „sam Grabaż czuł brak powietrza w Pidżamie”. Może od tego powinna się zacząć ta recenzja? Może byłoby jak „ogary poszły w las”? A może nawet doczekałbym się wersji Szymborskiej typu: jaki las? czyje ogary? po co poszły?
Myślę, że sam Grabaż czuł brak powietrza w Pidżamie i dlatego od jakiegoś czasu poszukiwał innej formy ekspresji swojego talentu. A to występował solo, a to udzielał wielowątkowych wywiadów, a to udzielał nagan i namaszczeń z wysokości autorytetu sceny niezależnej, a to agitował za wejściem Polski do Unii Europejskiej. Zajmował się wszystkim… …innym.
Jego następny po Pidżamie zespół – Strachy na lachy poznałem od drugiej płyty „Piła Tango”. Oczywiście wcześniej słyszałem tu i ówdzie poszczególne utwory z ich pierwszej produkcji, wydanej jeszcze jako Grabaż i Strachy na lachy, ale w związku z tyloma rozczarowaniami muzycznymi, związanymi z poprzednimi twórczymi emanacjami lidera, podszedłem do niej sceptycznie.
Niepotrzebnie.
Dwie pierwsze płyty: „Strachy Na Lachy” oraz „Piła Tango” to energetyczne, różnorodnie zaaranżowane, niestereotypowe piosenki o życiu i miłości. Na tyle ciekawe i mądre, że można się w nich zabujać na nawet dłuższy czas, a potem niektóre z nich stają się pewnego rodzaju kodem komunikacyjnym.
Nie wiem, którą płytę polecić na wasz pierwszy raz. Wydaje mi się, że dojrzalsza, mądrzejsza, mniej jednoznaczna, bogatsza i pełniejsza jest „Piła Tango”, ale z drugiej strony zadzior, chropowatość, poetyckość (czerwone róże na czerwone czołgi) i bezkompromisowość „Strachów Na Lachy” wraz z naprawdę dobrymi wersjami piosenek „Nim wstanie dzień” i „Ballada o Tolku Bananie” konkretnie mnie do niej przekonuje. W związku z tym polecam obie naraz.
A potem Strachy pokazały, że w trudnej sztuce coverów radzą sobie w sposób wyjątkowy. Powstały dwie płyty z cudzesami – „Autor” i „Zakazane piosenki”.
Pierwsza to piosenki z repertuaru Jacka Kaczmarskiego. Ale jeśli ktoś chce się z nią zapoznać musi… poradzić sobie z cenzurą. Kompozytor trzech utworów z tej płyty, pan Przemysław Gintrowski, odmówił Strachom zgody na wydanie „Autoportretu Witkacego” i „A my nie chcemy uciekać stąd”. Trwające blisko dwa i pół miesiąca próby przekonania kompozytora do zmiany decyzji nie dały żadnych rezultatów. Złośliwy śmiech historii – artysta cenzurowany i represjonowany kiedyś, sam cenzuruje i ogranicza swobodę artystyczną dzisiaj.
Ale jest Internet. Dzięki niemu, tak jak kiedyś dzięki wydawnictwom niezależnym, jestem posiadaczem obu piosenek i oryginalnej wersji płyty. Polecam nie tylko fascynatom piosenek Jacka, polecam wszystkim mądrym i wrażliwym. Ale tylko w oryginalnej wersji. Wersja oficjalnie wydana jest niestety zlepkiem piosenek, a wersja oryginalna jest przemyślaną wypowiedzią.
Druga zawiera Strachowe wersje polskich piosenek sceny niezależnej lat 80. Bardzo przyjemna podróż w czasie. Przebojowa, ciekawie zaaranżowana, odświeżająca, a nawet wskrzeszająca te piosenki do życia na nowo.
Posłuchajcie Strachów na lachy, wciągnijcie pięknych melodii sztachy!
Gwiazdki:
„Strachy Na Lachy” (4.5/5)
„Piła Tango” (5/5)
„Autor” (wersja nieocenzurowana) (6/5) (szósta gwiazdka za „Walkę Jakuba z Aniołem”)
„Zakazane Piosenki” (4.5/5)
czym innym jest cenzura czudzych tekstów/ utworów, czym innym brak zgody na wykorzystanie własnych pomysłów przez innych – moja pierwsza, bezkontekstowa refleksja. mylę się?
Niestety nie o to chodzi. Pan Gintrowski nie zgadzal sie z interpretacja utworu. Szczerze mowiac mam te utwory i chetnie Ci je puszcze i sam stracisz szacunek do tego pana. A z piosenkami jest tak, ze jak juz ktos jakas napisal to tysiace ludzi moze je interpretowac po swojemu. To nie jest wykorzystywanie.
http://www.youtube.com/watch?v=WGwja0ghFkE
Oto koncertowe wykonanie jednej z zakazanych piosenek.